Żul handlowiec

Cześć!

Dzisiaj chcę Ci opowiedzieć o sytuacji sprzed kilku lat, która sprawiła, że stałem się przede wszystkim bardziej rozważny oraz uświadomiłem sobie jak bardzo człowiek potrafi być naiwny.  (Tak, mnie to też dotyczy, choć teraz już pewnie w mniejszym stopniu :))

Były to początki, kiedy przeprowadziłem się do Krakowa, wszystko było dla mnie wówczas takie wielkie, niejednokrotnie sprawiało wrażenie WOW! Wszystko mnie fascynowało i przyznam szczerze, że do tej pory – jako człowiek z prowincji :) – wciąż jestem fascynatem dużych miast. Nie tylko ze względu ich monumentalność, lecz głównie z powodu infrastruktury przystosowanej dla osób poruszających się na wózkach, co w moim przypadku jest bardzo ważne (z pewnością przeczytacie jeszcze o tym na moim blogu nie raz!).

Kiedy zaczyna się mieszkać w Krakowie oczywistym jest, że wszystkie drogi prowadzą na Główny Rynek, wciąż tak czasem mam, że nawet idąc do Biedronki na Ruczaju myślę czy nie zahaczyć o Rynek 😃

Tego dnia nie było inaczej. Pojechałem do jakiegoś supermarketu, a w drodze powrotnej postanowiłem odwiedzić jeszcze ów Rynek. Na ulicy Floriańskiej zaciekawił mnie mężczyzna grający na didgeridoo  (to taki instrument używany m.in. przez aborygenów australijskich, zresztą posłuchaj jak brzmi i zobacz jak wygląda https://www.youtube.com/watch?v=oXBGZoBYaLY). Muzyk zachwycił mnie na tyle, że postanowiłem wesprzeć go drobną sumą. Pech chciał, że miałem przy sobie tylko albo aż 50 zł., które postanowiłem rozmienić (wiem, są tacy, co powiedzą, że to drobna suma, jednak dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, więc chodźmy dalej). Na moje nieszczęście, w zasadzie jego również, muzyk okazał się nie być Polakiem, nie znał też angielskiego. Był Francuzem, w związku z czym w żaden sposób nie mogliśmy się porozumieć. Całą sytuację obserwował tytułowy krakowski żul, który nic nie robiąc, nikomu nie wadząc, siedział, wsłuchany niczym meloman-fetyszysta w hipnotyzujące rytmy didgeridoo. Jednak chcąc pomóc nam w dogadaniu się, wyszedł życzliwie ze swojej strefy komfortu i rzecze do mnie: „Słuchaj młody! Ty potrzymaj mi bluzę, ja pójdę do McDonald i Ci to “raz dwa” rozmienię”. Słowami tymi polał miód na me serce. Jeszcze wtedy nie wiedziałem jednak kilku kluczowych dla pomyślnego rozwiązania sprawy rzeczy, m.in. a) że to był krakowski żul -handlowiec, który uprawiał czarny marketing, b) że McDonald ma tylne wyjście i c) że zamiast miodu ów żul wlał mi, ale wodę 😃

Finał? Francuz został bez mojej drobnej kwoty, a ja z bluzą i dźwiękiem didgeridoo, który jeszcze długo rozbrzmiewał mi w uszach w rytm chichotu żula.

Czasem jest tak, że chcemy dobrze i sami na tym tracimy. Z pozoru!  W gruncie rzeczy zawsze uczymy się czegoś nowego. ZAWSZE, nawet z najgorszej lekcji postaraj się wyciągnąć jak najwięcej pozytywnych wniosków.

Życzę Ci też abyś spotkał/a kiedyś na swej drodze ów instrument, tylko nie zapomnij  o drobnych! ;)

3 Comments

Add yours →

  1. Podobno cenna lekcja życia kosztuje. :)

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz