O tym jak kloszard uratował mnie z opresji

To było kilka ładnych parę lat temu. Zauroczony Krakowem, jak również panującymi w nim udogodnieniami dla niepełnosprawnych, czerpałem z miasta pełnymi garściami.  Jeździłem gdzie się dało, zwiedzałem miejsca, które się dało, sprawdzałem przejścia, podjazdy, zjazdy, windy… I tutaj na chwilę się zatrzymamy.

Okazuje się, że o ile którym zjazdem zjedziesz, to również nim wyjedziesz, to z windami już nie do końca tak jest.

Razu pewnego wybrałem się na spacer po Bulwarach Wiślanych (były to czasy zanim poznałem sprawy przytoczone w tym artykule https://poprawazycia.wordpress.com/2016/03/17/prawdziwa-wolnosc/) i po dłuższej przejażdżce musiałem odwiedzić WC. Jak się szczęśliwie okazało, toaleta na Bulwarach wyposażona jest w platformę dla niepełnosprawnych, nie zawahałem się więc ani pięć minut, co, jak się zaraz okaże, było błędem. Zjazd platformą był bezproblemowy, więc zadowolony udałem się do podziemi. Toaleta iście królewska, jak mnie pamięć nie myli, bo jeszcze wówczas mało używana. Przyszedł czas na wyjazd z podziemi i… “O kurczę! Coś nie działa” – babcia klozetowa powiedziała. “Co robić?” –  zapytałem, a ona pełna profesjonalizmu odparła, że nie ma powodu do zmartwień. Chwilę później wykonała kilka telefonów i zdanie zmieniła. Okazało się, że firma serwisująca jest już o tej porze dawno zamknięta. Głupi byłem, nie wiedziałem, że po 16.00 nie będzie miał kto windy naprawić, bo niby skąd miałem wiedzieć. Wziąłem sprawy w swoje ręce. Co byście zrobili? Mi pierwsze, co przyszło do głowy to policja, no bo kto może pomóc obywatelowi najprędzej jak nie ona? Otóż nie, nie w Krakowie. “Proszę dzwonić na straż miejską”. Po ponownym opisaniu całej sytuacji (tak, serio ugrzęznąłem w WC na Bulwarach Wiślanych), uprzejma Pani poinformowała mnie, że mają złotą rączkę i podeślą go do mnie. Efekt był taki, że mimo szczerych chęci złotej rączki,  zwykła wizyta w toalecie przybrała rozmiar niemal akcji ratowniczej. Ostatecznie straż pożarna na sygnale wyciągała mnie z WC. Najpierw mnie, a potem mój 90 kg wózek. Wszystko dobrze się skończyło, chociaż ja od tego czasu już nigdy więcej nie odważyłem się tam pójść.

I teraz myślę sobie… ja jednak chyba mam pecha do tych platform schodowych. Następną przygodę przeżyłem w Klubie Kwadrat po jednym z koncertów, tylko tam sytuacja była ciut odmienna bo o ile tam udało się wyjechać na górę, to już ze zjazdem było zupełnie inaczej. Na szczęście znalazło się w pobliżu pięcioro wysportowanych ochroniarzy, którzy pomogli mi zejść z platformy. Strach był nie byle jaki, bo tym razem zepsuła się ona w połowie krętych schodów. Ale to nie koniec moich tego typu przygód!

I tak podczas kolejnej wycieczki miałem potrzebę skorzystać z windy na krakowskim Dworcu Głównym. Piękna, słoneczna pogoda, mówiąc wprost grzało jak fix.. OK, więc zmierzam ku tej windzie prosząc przypadkową osobę z tłumu aby ją do mnie zawołała (dla wszystkich, którzy śledzą bloga nie jest tajemnicą, że ręce praktycznie mi nie działają, pisałem o tym np. tu https://poprawazycia.wordpress.com/2016/05/16/ja-nie-zebram/). W takiej sytuacji proszę taką osobę o wciśnięcie guzików najpierw na zewnątrz, ale po otwarciu również wewnątrz windy i do tego felernego dnia instrukcja ta była niezawodna. Ale jak to? Otóż Człowiek wcisnął guzik, winda przyjechała, ja do niej wjechałam, drzwi się zamknęły i… kurza twarz! Drzwi się zamknęły, bo ów człowiek sobie poszedł bez naciśnięcia guzika! “Co robić, Co robić?” Myślę “po prostu zaczekam! Na pewno ktoś zaraz będzie potrzebować windy.” Po dziesięciu minutach uświadomiłem sobie, że winda jest usytuowana tuż obok ruchomych schodów i nikt nie będzie jej potrzebował, ani teraz ani za chwilę (chyba, że drugi taki jak ja:P). Zaczęła się lekka panika. W przeszklonej windzie było jak w piekarniku, o zapachu nie będę wspominał. ALE! Wpadłem na genialny pomysł! Użyję windy-podnośnika w wózku (tak, kiedyś miałem wózek z taką funkcją) aby zrównać swoją dłoń z przyciskami we windzie. Pomysł nie byle jaki, bo zadziałał, udało mi się nacisnąć przycisk w górę. Winda ruszyła (uff), wyjechała na górę, otworzyły się drzwi i… Kurcze pieczone! Nie wyjadę bo wózek z podniesionym ku górze siedzeniem nie ruszy, ze względów bezpieczeństwa <facepalm> Więc sobie tak jeździłem z góry na dół przez jakiś czas, dam sobie uciąć głowę, że pokonałem trasę góra-dół z siedem razy! Aż w końcu zjawił się mój wybawiciel – Pan Kloszard i rzecze do mnie: “może byś przestał się tak wozić bo w końcu zepsujesz tą windę!” Jakież było moje szczęście! …że ktoś wreszcie zatroszczył się o windę, dzięki czemu udało mi się z niej uwolnić!

Od tego czasu unikam wind i platform jeżeli tylko się da, a jeżeli już muszę skorzystać (w praktyce okazuje się, że to nieunikniona codzienność), to staram się windą nie jeździć sam lub proszę o wciśnięcie guzika zanim wjadę do środka upewniając się, że przechodzień zrozumiał moją instrukcję :)

Wniosek? Bądźcie czujni na niepełnosprawnych przy i we windach!

Do następnego razu!

2 Comments

Add yours →

  1. Problem z przedmiotami jest taki, że psują się w najgorszym momencie.

    Polubione przez 1 osoba

  2. love it ;D

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz